Uwaga!

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 4

Siedziała na twardym metalowym krześle przy recepcji, rodzice podpisywali jakieś papiery z mało zadowoloną miną. Pewnie znów wcisnęli mi jakieś leki które kosztują fortunę- pomyślała. Obok niej przechodzili różni chorzy ludzie, niektórzy byli pchani przez pielęgniarki na swoich wózkach i spod łba patrzyli na wszystko co się wokół nich dzieje. Pogoda zostawiała dużo do życzeń-deszcz, chmury i zimny wiatr. Api nienawidziła takich dni. Człowiek chodzi cały przymulony, nic mu się nie chce i tylko na wszystko narzeka. Przymknęła na chwile oczy, gdyż od ostre światło szpitalnych lamp zaczęło  drażnić jej oczy, już miała odpłynąć w krainę słów kiedy usłyszała szorstki kobiecy głos.
- Może nie zauważyłaś, ale recepcja to nie twoja sypialnia- zimny głos pielęgniarki która się nią opiekowała przywrócił Api z powrotem na ziemię.
-Przepraszam- cicho wymamrotała i wstała z mało wygodnego siedzenia. Wszystko ją bolało, ruszyła w stronę matki która wykłócała się o coś z wysokim mężczyzną. Samanta należała do niskich kobiet z delikatnie bladą cerą. Nie można jednak poddać się tym pozorom gdyż w rzeczywistości była silna i uparta, umiała bronić swego zdania i chociaż jej postura na to nie wskazywała była bardzo waleczna. Cała sytuacja wyglądała z boku bardzo śmiesznie: młoda i delikatna kobieta kontra wysoki i umięśniony osiłek, który najwyraźniej wcale nie uważał jej za zagrożenie. Jednak gdy dziewczyna podeszła bliżej okazało się, że wcale nie jest tak śmiesznie. Matka wykłócała się o okrutne zgarnięcie jej lekarstw z przed nosa. Wysoki mężczyzna próbował ukryć fakt, iż przegrywał w tej słownej walce.
- Czy Pan nie rozumie, że te lekarstwa są moje ?! 
- Kobieto ! Kto pierwszy ten lepszy, przykro mi.
- Nie ! To mi jest przykro, że po świecie chodzą tak niedorozwinięci umysłowo jak pan !- Adiur próbował odciągnąć Samante na bok, ta jednak nie zamierzała się poddać.
- Co pani powiedział ?! - furia ogarnęła ciało przeciwnika. Samanta zadowolona ze swojego osiągnięcia postanowiła nie przestawać i dalej ciągnąć tą walkę.
- Mówię tylko, że jak na takiego osiłka pański mózg nie jest większy od kciuka. Przyznaj się w której klasie utknąłeś ? Pierwszej ? Drugiej ?
- Od kiedy my jesteśmy na ty ?!
- Od kiedy ja tak postanowiłam. Chociaż powinieneś skakać z radości, gdyż ja nie zadaje się z ludźmi z tak niskiej półki- popatrzyła na niego pogardliwie. Osiłek wyglądał jakby miał skoczyć matce Api do gardła. Na szczęście Adiur w ostatnim momencie zasłonił Samańcie usta i powoli wyprowadził ze szpitala. Dziewczyna także ruszyła w stronę drzwi, nałożyła słuchawki na uszy i na chwile wyłączyła się wsłuchując w takt muzyki. Głośna gitara rozbrzmiała w jej uszach, prosiła kiedyś Ron'a by nauczył się dla niej zagrać tą piosenkę ale on był w tedy zajęty swoją dziewczyną- Jessicą. Na szczęście zerwali po pięciu miesiącach. Api nie ukrywała radości jaką sprawiła jej wiadomość, że w końcu nie będzie układu ,, Tylko ty i ja... i Jessica ". Czuła jak spokój ogarnia jej ciało, wspaniały głos wokalisty zespołu Nirvana zawsze ją relaksował. Nawet nie wiedziała kiedy przeszła przez próg szpitala i znalazła się na dworze. Była cała mokra. Włosy kleiły się jej do twarzy a na ubraniu nie było nawet suchej nitki. W pewnym momencie wpadła na jakiegoś człowieka, ten wywrócił się na ziemię. Nie wyglądał lepiej od Api. Długi czarny płaszcz, wysokie ciężkie glany i stary kapelusz. Wyglądał jak obłąkany który uciekł z psychiatryka.
- Przepraszam, nic ci się nie stało ?- uklękła przy leżącym chłopaku i z przejęciem wpatrywała się w twarz zakrytą kapeluszem. Poszkodowany tylko jęknął przeciągle i spróbował wstać na równe nogi. Api pomogła mu w tym, gdyż nie radził sobie za dobrze, ale gdy tylko wyprostował się i spojrzał na dziewczynę źrenice mu się rozszerzyły do granic możliwości, odskoczył niczym oparzony i zaczął ciężko oddychać. Zdziwiona tym zwrotem akcji nie zdążyła zareagować nim zwinnym ruchem chłopak
odkleił się od drzewa o które się opierał i pobiegł sprintem w stronę parku. Api poczuła w żyłach przypływ adrenaliny, nie mogła się powstrzymać przed gonitwą za nieznajomym. Ekscytacja ogarnęła jej ciało i niczym się zorientowała już była niczym gepard polujący na bezbronną antylopę. Przeciwnik jednak wcale nie okazał się gorszy. Myślała, że po tym jak upadł na ziemię i ledwo mógł się ruszyć to tym bardziej nie będzie mógł szybko biegać. Niestety była w błędzie, biegł niczym kenijczyk. Wiedziała, że jeśli nie przyśpieszy to w końcu go zgubi. Postanowiła zaryzykować i włączyć ósmy bieg. To było dla niej niesamowite,czuła jak jej serce stuka o żebra, a nogi płoną od zmęczenia. Nie poddała się jednak i niedługo po tym dobiegła do chłopaka. Zwinnym skokiem skoczyła na niego i obydwoje runęli na trawę. Unieszkodliwiła jego ręce nogami, a swoje postawiła przy jego głowie.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz ?- zawarczała groźniej niż chciała
- Może się nie zorientowałaś, ale to ty przygwoździłaś mnie do ziemi
- Wiesz o co mi chodzi !- powiedziała spokojniej
- Wręcz przeciwnie, nie wiem
- Dlaczego zacząłeś uciekać ? Gdybyś nie był niczemu winien twoja reakcja na pewno byłaby inna
- Może chciałem zrobić sobie pobiegać ?
- Kłamiesz !- starała się opanować emocje, ale nie mogła. Wiedziała, że sobie z nią pogrywał, a jej złość tylko mu w tym pomagała.
- Jak zawsze
- Dobrze, pójdziemy na układ: ja z ciebie zejdę a ty powiesz mi całą prawdę
- Mi tu jest całkiem wygodnie- Api ciężko westchnęła, już chciała znów coś powiedzieć gdy nagle poczuła jak nogi oplątują jej szyję. Gdy próbowała się od nich uwolnić ciemnowłosy oswobodził się z jej ucisku i obezwładnił jej ręce na plecach.
- Może i jesteś szybka i waleczna ale brakuje ci sprytu i czujności- mówiąc to związał jej ręce- ale nie bój się, wszystkiego ci jeszcze nauczę- mrugnął do niej i delikatnie uszczypnął ją w policzek. Odwrócił się i już miał odejść gdy Api odezwała się załamana:
- Zostawisz mnie tu by te wszystkie robale zjadły mnie żywcem ?- zatrzymał się i lekko uśmiechnął.
-Myślę, że uwolnienie zajmie ci nie więcej niż dziesięć minut- rzucił przez plecy po czym zniknął gdzieś w czeluściach ciemności.

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 3

Z snu wybudziły Api głosy jej rodziców, były zdenerwowane i pełne trwogi. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła, że leży na łóżku szpitalnym. Ściany pokoju w którym się znajdowała były pokryte żółtą farbą, a na nich umieszczono plakaty z opisami niezrozumianych dla dziewczyny chorób. Wytężyła wzrok by przeczytać nazwę na którą szczególnie zwróciła uwagę.
-Neu-ro-fi-bro-ma-to-za, kto wymyślił taką dziwaczną nazwę ?!- powiedziała i szybko złapała się za głowę. Poczuła straszliwy ból, który dosłownie rozsadzał jej czaszkę od wewnątrz, w pewnym momencie przez jej ciało przeszłe silne drgawki, gdy popatrzyła na rękę którą przed chwilą przyłożyła do czoła przeraziła się. Była cała sina. Odruchowo zaczęła szybciej oddychać i zamaszystym ruchem zrzuciła kołdrę na ziemię by obejrzeć resztę ciała. W tedy zobaczyła przykrą prawdę, jej nogi prawie fioletowe nie odpowiadały. Nie mogąc nimi ruszyć krzyknęła. Bardziej z rozpaczy niż ze strachy. Krzyk szybko przemienił się w histeryczny płacz, łzy spływały po policzkach dziewczyny i skapywały na bezwładne nogi. Nagle poczuła, że ktoś głaszcze jej ognistego koloru włosy. Gdy podniosła głowę i popatrzyła opuchniętymi oczami w stronę gościa, zadrżała. Zielone oczy. Zielone oczy które ją prześladowały były teraz tak blisko niej. Postać ubrana w czarny strój z tego samego koloru maską na twarzy siedziała na framudze otwartego okna. Uśmiechał się pod nosem pokazując swoje śnieżno-białe zęby. Przez okno wlatywało wiosenne powietrze przepełnione słodkością, słychać było śpiew ptaków i wesołe rozmowy ludzi, promienie słońca opadały na skórę dziewczyny. 
-To tylko chwilowe, niedługo wszystko minie- powiedziała tajemnicza postać i wręczyła Api mały płaski klucz na srebrnym łańcuszku- klucz mollo niczym życie życia-mówiąc to zeskoczył z okna.
- Nie ! Stój ! - Ap zeskoczyła z łóżka po chwili przypominając sobie o nogach, runęła na wykafelkowaną posadzkę uderzając o nią głową. Straszliwy ból zastąpiła ciemność, pustka wypełniająca ją od środka. Słyszała czyjś głos, stawał się coraz wyraźniejszy oraz głośniejszy. Powoli otworzyła oczy, zobaczyła stojącego nad nią Adiura z zatroskanym wyrazem twarzy. Leżała w tym samym szpitalu, w tym samym pokoju na tym samym łóżku. Jedyną różnicą była pogoda, teraz niebo było zachmurzone i padał straszny deszcz. Api szybko przypomniała sobie zdarzenia z przed jej upadku i agresywnym ruchem odsłoniła nogi. Otworzyła buzie ze zdziwienia gdyż jej nogi były normalnego koloru. Bez fioletowych lub zielonych plam, spokojnie mogła nimi ruszyć, ręce tak samo jak nogi tylko lekko odrapane. 
- Kochanie jak się czujesz- zapytała niepewnie Samanta podchodząc do córki, dziewczyna nie odpowiedziała, bacznie przyglądała się swoim nogom- miałaś niespokojny sen, rzucałaś się na łóżku, strasznie się baliśmy- tu załamał się jej głos, w jej oku zamigotała łza.
- Sen ? Jak to sen ?- Api popatrzyła na rodziców i szybko przeniosła wzrok na okno- cały dzień jest taka pogoda ?
-Tak, pada jak z cebra od przyjazdu do szpitala- nagle do pokoju weszła pielęgniarka ubrana w białą tunikę, jej jasne blond włosy były spięte w wysokiego koka, w ręku trzymała kartę z badaniami.
- Wszystko jest w porządku. Miała lekki wstrząs ale to nic poważnego, możecie wrócić do domu- zimny ton jej głosu przyprawił wszystkich zgromadzonych o ciarki. Nie była miła, wręcz przeciwnie. Dla wszystkich była zimna i surowa, nie potrafiła okazać za grama ciepła. Wokół niej roznosiła się aura przygnębienia, złości i smutku. Rodzice pokiwali głową a pielęgniarka wyszła głośno stukają wysokimi obcasami. Samanta podała Api świeże ubrania i wskazała drzwi prowadzące do łazienki, następnie razem z Adiurem wyszła cicho zamykając drzwi. Dziewczyna westchnęła i powoli wstała z łóżka, wzięła czyste ubrania i ruszyła w stronę łazienki. Tak jak przeczuwała, nie była to jakaś piękna oraz ekskluzywna łazienka z pięciogwiazdkowego hotelu lecz mała wykafelkowana klitka z niedużym prysznicem, umywalką i toaletą. Zamknęła drzwi i rozebrawszy się do naga weszła pod prysznic by zmyć pot oraz bród. Umyła dokładnie swoje czerwone włosy szamponem który dostała od mamy, nałożyła odżywkę by łatwiej rozczesywać kołtuny. Gdy wyszła z pod prysznica wytarła się dokładnie ręcznikiem, ubrała na siebie jeansy, zielony t-shirt z żółtą uśmiechniętą buźką,a na gołe ramiona nałożyła fioletowy sweter.
- Po prostu stylowe jak nie wiem co. Wyglądam gorzej od klauna - zamruczała pod nosem patrząc na swój ubiór. Gdy wyszła z łazienki pokój był gotowy by go opuścić. Łóżko pościelone, plastry, leki i bandaże wyniesione, a torba spakowana. Pewnie mama zrobiła to wszystko gdy siedziałam w łazience - pomyślała i wzięła torbę, ruszyła do drzwi ale za nim wyszła coś ją ukuło i kazało sprawdzić czy niczego nie zapomniała. Zaglądnęła do szafek, na parapet jeszcze raz do łazienki i na końcu kucnęła by zajrzeć pod łóżko. Pełno brudu oraz plam, już miała wstać i wyjść gdy coś błysnęło jej przed oczami. Zobaczyła, że pomiędzy wszechobecnym kurzem leży mały kluczyk. Sięgnęła po niego ręką. Był płaski, srebrny i bardzo nie typowy. Aż trudno go opisać. Api przyglądała się mu, przewracała w rękach, dotykała. 
- Ap ? Żyjesz tam ?- usłyszała głos ojca.
- Tak, tak. Już idę- założyła kluczyk na szyję, od razu poczuła miłe ciepło, ruszyła w stronę drzwi. Tym czasem znamię na szyi dziewczyny zaczęło świeci delikatnym żółtym blaskiem.


Ps. Przepraszam, że nie rozdział pojawił się tak późno, miał straaaaaasznie dużo nauki i nie mogłam znaleźć czasu. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :)

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 2

Kiedy Api rano się obudziła miała strasznego kaca, myślała, że jej głowa zaraz wybuchnie. Na szczęście rodzice jeszcze spali. Na palcach zeszła do kuchni i zrobiła sobie zimny kompres, po czym wróciła do swojego pokoju. Próbowała sobie przypomnieć co stało się zeszłej nocy. Nie pamiętała nawet kiedy się położyła, zerknęła na komórkę by sprawdzić która godzin i w tedy zobaczyła, że dostała wiadomość od Ron'a. Szybko otworzyła skrzynkę i ją przeczytała.

1 wiadomość od: Ron

I jak się bawiłaś ? Musimy to kiedyś powtórzyć :D 

Nagle wszystko sobie przypomniała, zabawę w Jazz Clubie, Jack'a Daniels'a, powrót do domu i te oczy. Te oczy były jej niezwykle znajome, gdzieś je już kiedyś widziała. Rozmyślania przerwał głos ojca i pukanie do drzwi. Api szybko zdjęła kompres i udawała, że śpi. drzwi się otworzyły a w nich stanął wysoki mężczyzna z brązowymi oczami. Czarne włosy były krótko przycięte na bokach, lekki zarost i ten piękny uśmiech odsłaniający czysto białe zęby. Tak, ojciec Api był bardzo urodziwym mężczyzną.
- Ap ? Pobudka, czas na śniadanie- mówiąc to usiadł na brzegu łóżka córki i szybkim ruchem zciągając kołdrę na ziemię zaczął łaskotać dziewczynę, aż zaczęła się niemiłosiernie śmiać.
- Tatko, przestań ! Aaa, to łaskocze, nie rób !- skręcała się na materacu. Adiur uśmiechnął się i pstryknął córkę w nos. Promienie słońca przebijały się przez listowie drzew. Słychać było gwar miasta i rozmowy przechodniów. Dom Api leżał na Calm street. Był to nie duży, dwupiętrowy budynek z czerwonej cegły i białym dachem pod kątem ostrym. Otoczony był niebieskim płotem z żółtą furtką.
W niewielkim ogródku rosły czerwone róże i fioletowe wrzosy. Pod oknem dziewczyny rosła wiśnia z rozłożystymi gałęźmi. Niczym się nie wyróżniał w śród innych angielskich domów. Zwykłe, spokojne mieszkanie zwykłych, spokojnych ludzi. Ap pociągnęła nosem i poczuła zapach dobrze jej już znany. Wyskoczyła z pokoju i szybko zbiegła na dół, tam zobaczyła swoją mamę robiącą tosty z serem. Podeszła do niej, a ta dała jej dużego całusa w czoło.
- Jak się spało księżniczko ?
- Dobrze, spałam jak suseł caaałą noc- skłamała. Nalała sobie soku wiśniowego i wzięła tost leżący na talerzu. W spokoju zaczęła konsumować śniadanie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Samanta podeszła otworzyć niezapowiedzianemu gościu. Kiedy wróciła na jej twarzy malował się uśmiech.
- Ktoś do ciebie córeczko- powiedziała po czym puściła do córki oko. Kiedy dziewczyna podeszła do drzwi zobaczyła w nich Ron'a. Zaskoczona tą wizytą wskoczyła mu w ramiona i mocno przytuliła. Trochę zmieszany spuścił głowę i zarumienił się.
- Co ? Już nie mogę przytulić mojego najlepszego przyjaciela ?- powiedziała z grymasem. Po chwili razem wybuchli takim śmiechem, że aż sąsiedzi wychylali się z okien by zobaczyć co się stało. Ron uśmiechnął się i dał Ap lekkiego kuksańca.
- Jak staruszko się czujesz po wczorajszym wypadzie ?- zapytał i nie czekając na odpowiedź wręczył Api tabletkę- masz to na kaca, ja muszę lecieć, widzimy się jutro w szkole !
Co ? W szkole ? Jutro szkoła ? O jacie dzisiaj już niedziela ! Matko, ale szybko minął ten weekend. Dziewczyna wróciła do domu by dokończyć swoje śniadanie. Gdy skończyła, włożyła talerz do zmywarki i zajęła się poranną toaletą. Przekręciła w łazience zamek i rozebrawszy się do naga weszła pod prysznic. Ciepła woda spływała po plecach przyprawiając o przyjemny dreszcz. Przemyła twarz, umyła włosy i zakręciła kurek.Gdy owinęła się ręcznikiem wyszła z łazienki i skierowała swe stopy do swojego pokoju. Tam włożyła na siebie krótkie spodenki i luźną szarą koszulkę, włosy spięła w wysokiego kucyka i jeszcze raz spojrzała w lustro by sprawdzić jak wygląda. Właśnie w tedy zobaczyła jakiegoś człowieka siedzącego na czereśni z uporem patrzącego na nią. Była przerażona, nie wiedziała co ma zrobić. Krzyczeć ? Uciekać ? A może zaatakować ? Przetarła oczy z nadzieją, że ubrana na czarno postać zniknie. Jednak nic z tego, siedziała tam i nie poruszyła się nawet o centymetr. Api uznała, że nie ma czasu na opracowywanie planu. Na trzy,dwa,jeden... już ! Dziewczyna skoczyła niczym kot w stronę okna, szybko wdrapała się na parapet i chwyciwszy się gałęzi weszła na drzewo i ruszyła w stronę postaci. Najbardziej dołowało ją to, że dziwny człowiek nadal siedział i patrzył na nią znużonym wzrokiem. Gdy była oddalona od niego o dwadzieścia centymetrów, wstał i zaatakował ją jak najlepszy wojownik. Zaskoczona tym zwrotem akcji zachwiała się i prawie spadła. W ostatniej chwili chwyciła się gałęzi, która pomogła jej utrzymać równowagę. Nie czekając na zaproszenie rzuciła się na napastnika i zaczęła go atakować. Od wielu lat chodziła na Judo i Karate. Jednak napastnik był od niej o wiele lepszy. Bez problemu odparł jej ciosy i choć bardzo się starała, przegrywała. W pewnym momencie dostała czymś mocno w głowę i świat jej zamigotał. Straciła równowagę i runęła w dół twarzą o ziemię. Obraz miała niewyraźny i strasznie bolała ją głowa. Ostatnie co zobaczyła to zielone oczy, słyszała jak ktoś mówi ,, jesteś niezła, ale jeszcze muszę cię wiele nauczyć ". Po czym postać znikła. Kto to był ? Co to znaczy, że musi mnie jeszcze wiele nauczyć ? A te zielone oczy ? Na żadne z tych pytań nie dostała odpowiedzi. Światło jej zgasło i została tylko ciemność, pusta i bezgraniczna ciemność.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 1

16 lat później

Api siedziała przy swoim biurku i pisała sms'a do jej przyjaciela Rona'a. Słabe światło lampki nocnej oświetlało jej pokój. Ściany pomalowane na biało były oblepione plakatami ulubionych zespołów. Na niepościelonym  łóżku były rozrzucone ubrania. Api wiele razy myślała o tym by posprzątać ten chlew, ale nigdy nie umiała się za to wziąć. Niedojedzone kanapki leżące na biurku aż się prosiły o wyniesienie je do kuchni, dziewczynie wydawało się, że wołają do niej ,, znieś nas do kuchni ! ".
Prychnęła pogardliwie  i założyła na uszy swoje czarne słuchawki. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego sms'a. Spojrzała na telefon a na nim migał napis ,, 1 nowa wiadomość od: Ron ".
Szybkim ruchem otworzyła skrzynkę i zaczęła czytać.

Od Ron:
Ap wyjdź szybko na dwór :D

Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i podbiegła do oka, na zewnątrz stał jej przyjaciel i uśmiechał się do niej. Odwzajemniła uśmiech i szybko ruszyła się przebrać. Ubrała jasne dziurawe rurki oraz bluzkę na ramiączkach z napisem ,, I hate people ", na to założyła jeszcze czarny sweter, a na nogi stare trampki. Weszła na parapet i zeskoczyła lądując koło towarzysza. Był ubrany tak jak zwykle, luźne spodnie i szara bluza z zielonym napisem ,, Life is beautifull ". Uśmiechnął się jeszcze szerzej pokazując swoje białe zęby. Api przeczesała swoje czerwone włosy i wymierzyła mu lekkiego kuksańca.
- Widzę staruszko, że jak zwykle jesteś w formie
- Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie trzeba walczyć w obronie takich jak ty- zaśmiała się.
- Że niby ja nie umiem się obronić ?- Ron zrobił skwaszoną minę, po czym razem wybuchli śmiechem. Ron i Api byli bardzo do siebie podobni. Lubili ten sam rodzaj muzyki, te same programy, te same zespoły, różnica była taka, że Ap robiła wszystko pod wpływem emocji, nie przemyślawszy niczego działała chaotycznie. Ron zaś był bardziej stonowany. Zanim coś zrobił przemyślał każdy swój ruch, nie działał pochopnie i jak coś robił, to robił to dokładnie. Api była jak ogień, nie wiadomo kiedy postanowi podpalić wioskę, a kiedy będzie miłym człowiekiem od którego bije ciepło.
- Choć Api, pokażę ci coś.
- Co ?- Ron nie odpowiedział, pociągnął przyjaciółkę w stronę centrum. Szli pochłonięci rozmową, choć była noc na ulicach było jasno przez światła samochodów. Kiedy doszli do wyznaczonego miejsca Ap zobaczyła migający na czerwono i niebiesko napis ,, Jazz club 24 h " lekko zdziwiona popatrzyła na przyjaciela który tylko się uśmiechnął i pchnął drzwi. Dziewczyna poszła w jego ślady. Kiedy drzwi się zamknęły po parkingu przemknął cień. Usadowił się w krzakach i z wyczekiwaniem utkwił swój wzrok w drzwiach prowadzących do klubu. Tym czasem Api z zaciekawieniem patrzyła po gościach klubu. Posadzka była z ciemnego drewna, a ściany pomalowane na czerwono. Wszyscy bawili się w rytm głośnej muzyki, z sufitu wystawały wielokolorowe lampki kręcące się na wszystkie strony i rzucające kolorowe refleksy na gości oraz ściany. Przyjaciele podeszli do baru wykonanego także z ciemnego drewna. Obok niego stali najwyraźniej nie trzeźwi mężczyźni, gdyż co chwila pogwizdywali i upijali kolejne łyki alkoholu z kieliszków. Ron chwilę wertował spojrzeniem trunki stojące za barmanem po czym złożył zamówienie.
- Jeden raz Jack Daniel's, a ty Ap co chcesz ?- zmieszana tym pytaniem dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, jeszcze nigdy w przeciwieństwie do jej przyjaciela nie piła alkoholu.
- Ja... Ja...poproszę sok pomarańczowy
- Ap, nie wygłupiaj się- skarcił ją Ron- Dwa razy Jack Daniel's.
Barman podał to o co prosili i zaczął obsługiwać innych klientów. Api niepewna wzięła mały łyk, od razu poczuła na języku cierpki, ostry smak z przebijającą nutą słodyczy. Nie zniechęciło jej to i od razu wzięła drugi, większy. Później razem z Ron'em ruszyli do dzikiego tańca. Czuła się wspaniale, wolna i niezależna, muzyka się zmieniała ale ona jej już nie słyszała, tańczyła jak dzika. Kiedy dochodziła północ razem zaczęli wracać do domu. Ron wypił o wiele więcej niż Api przez co miał zamazany obraz. Dziewczyna także delikatnie się chwiała, pewnie tylko przez to nie zauważyła zaczajonego w krzakach człowieka śledzącego każdy ich ruch. Gdy stała przed swoim domem pojawił się problem, jak wejść do pokoju ? Drzwi do mieszkania były zamknięte, a gdyby zadzwoniła nie obyłoby się bez krępujących gdzie była. Obawy jednak szybko minęły, gdyż dzięki swojej kociej zwinności bez problemu weszła po ceglanej ścianie i dostała się na parapet. Wystarczyło  tylko przełożyć nogę i już znajdowała się w swoim zagraconym pokoju. Nie miała siły się umyć, zegar wskazywał 1:35. Ściągła tylko z siebie rzeczy i ubrała piżamę. Kiedy przechodziła przez pokój wydawało jej się, że za oknem coś przemknęło. To tylko kot, pomyślała i szczelnie okrywszy się kołdrą zasnęła. Tym czasem zielone oczy obserwowały ją przez chwilę i znikły w ciemnościach.

Prolog

Ciemna noc ogarnęła Print Street. Silny wiatr zginał  drzewa w miejscowym parku, a rzeką które oddzielała od siebie dwa miasta wzburzyły wielkie fale. Nagle wszystkie światła zgasły, pogrążając całe miasto w egipskich ciemnościach. Zgasły nawet światła samochodów przemierzające ulice zakorkowane tak samo jak w dzień. Cisza zdziwienia nie trwała długo. Zdenerwowani kierowcy dosłownie wyskoczyli z aut by sprawdzić co się stało. W tym samym czasie oddalonego o dwa kilometry szpitala wybuchł dziecięcy płacz. Właśnie na świat przyszła dziewczynka z czerwonymi włosami. Jakież było zdziwienie rodziców gdy zobaczyli swoją córkę. Skóra była biała jak śnieg i gładka jak aksamit. Jej piwne oczy z zaciekawieniem patrzyły na świat, a włosy... Właśnie włosy. Czerwone niczym płomienie z płonącego ogniska. Nagle szpitalne lampy zgasły. Małżeństwo słyszało jak drzwi ich pokoju powoli się otwierają skrzypiąc przeraźliwie. Wysoka postać ubrana w czarną togę zbliżyła się do łóżka na którym matka z przerażonymi oczami przytulała córkę. Tajemnicza postać wyciągnęła chudą rękę w stronę dziewczynki i dotknęła jej szyi po czym szybkim krokiem wyskoczyła przez szpitalne okno. W tym samym czasie szpitalne lampy znów zaświeciły swym blaskiem. Kiedy matka popatrzyła na szyję której dotkną niezapowiedziany gość prawie krzyknęła. Jej córeczka miała na szyi wypalone trzy czarne falowane linie.
-Nazwijmy ją Api - ojcec stojący obok z zatroskaną miną spoglądał to na żonę, to na córkę.
- Ogień ?
- Tak, Ogień, jej włosy przypominają mi płomienie naszego ogniska na Malajach
- Api, moja mała Ap - Sandra przytulił mocniej córkę i odwróciła głowę, nie chciała by jej mąż widział jak łzy spływają jej po policzku. Tym czasem na polu nadal stał ten sam mężczyzna z zasłoniętą kapturem twarzą i uśmiechał się pod nosem.