Uwaga!

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 2

Kiedy Api rano się obudziła miała strasznego kaca, myślała, że jej głowa zaraz wybuchnie. Na szczęście rodzice jeszcze spali. Na palcach zeszła do kuchni i zrobiła sobie zimny kompres, po czym wróciła do swojego pokoju. Próbowała sobie przypomnieć co stało się zeszłej nocy. Nie pamiętała nawet kiedy się położyła, zerknęła na komórkę by sprawdzić która godzin i w tedy zobaczyła, że dostała wiadomość od Ron'a. Szybko otworzyła skrzynkę i ją przeczytała.

1 wiadomość od: Ron

I jak się bawiłaś ? Musimy to kiedyś powtórzyć :D 

Nagle wszystko sobie przypomniała, zabawę w Jazz Clubie, Jack'a Daniels'a, powrót do domu i te oczy. Te oczy były jej niezwykle znajome, gdzieś je już kiedyś widziała. Rozmyślania przerwał głos ojca i pukanie do drzwi. Api szybko zdjęła kompres i udawała, że śpi. drzwi się otworzyły a w nich stanął wysoki mężczyzna z brązowymi oczami. Czarne włosy były krótko przycięte na bokach, lekki zarost i ten piękny uśmiech odsłaniający czysto białe zęby. Tak, ojciec Api był bardzo urodziwym mężczyzną.
- Ap ? Pobudka, czas na śniadanie- mówiąc to usiadł na brzegu łóżka córki i szybkim ruchem zciągając kołdrę na ziemię zaczął łaskotać dziewczynę, aż zaczęła się niemiłosiernie śmiać.
- Tatko, przestań ! Aaa, to łaskocze, nie rób !- skręcała się na materacu. Adiur uśmiechnął się i pstryknął córkę w nos. Promienie słońca przebijały się przez listowie drzew. Słychać było gwar miasta i rozmowy przechodniów. Dom Api leżał na Calm street. Był to nie duży, dwupiętrowy budynek z czerwonej cegły i białym dachem pod kątem ostrym. Otoczony był niebieskim płotem z żółtą furtką.
W niewielkim ogródku rosły czerwone róże i fioletowe wrzosy. Pod oknem dziewczyny rosła wiśnia z rozłożystymi gałęźmi. Niczym się nie wyróżniał w śród innych angielskich domów. Zwykłe, spokojne mieszkanie zwykłych, spokojnych ludzi. Ap pociągnęła nosem i poczuła zapach dobrze jej już znany. Wyskoczyła z pokoju i szybko zbiegła na dół, tam zobaczyła swoją mamę robiącą tosty z serem. Podeszła do niej, a ta dała jej dużego całusa w czoło.
- Jak się spało księżniczko ?
- Dobrze, spałam jak suseł caaałą noc- skłamała. Nalała sobie soku wiśniowego i wzięła tost leżący na talerzu. W spokoju zaczęła konsumować śniadanie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Samanta podeszła otworzyć niezapowiedzianemu gościu. Kiedy wróciła na jej twarzy malował się uśmiech.
- Ktoś do ciebie córeczko- powiedziała po czym puściła do córki oko. Kiedy dziewczyna podeszła do drzwi zobaczyła w nich Ron'a. Zaskoczona tą wizytą wskoczyła mu w ramiona i mocno przytuliła. Trochę zmieszany spuścił głowę i zarumienił się.
- Co ? Już nie mogę przytulić mojego najlepszego przyjaciela ?- powiedziała z grymasem. Po chwili razem wybuchli takim śmiechem, że aż sąsiedzi wychylali się z okien by zobaczyć co się stało. Ron uśmiechnął się i dał Ap lekkiego kuksańca.
- Jak staruszko się czujesz po wczorajszym wypadzie ?- zapytał i nie czekając na odpowiedź wręczył Api tabletkę- masz to na kaca, ja muszę lecieć, widzimy się jutro w szkole !
Co ? W szkole ? Jutro szkoła ? O jacie dzisiaj już niedziela ! Matko, ale szybko minął ten weekend. Dziewczyna wróciła do domu by dokończyć swoje śniadanie. Gdy skończyła, włożyła talerz do zmywarki i zajęła się poranną toaletą. Przekręciła w łazience zamek i rozebrawszy się do naga weszła pod prysznic. Ciepła woda spływała po plecach przyprawiając o przyjemny dreszcz. Przemyła twarz, umyła włosy i zakręciła kurek.Gdy owinęła się ręcznikiem wyszła z łazienki i skierowała swe stopy do swojego pokoju. Tam włożyła na siebie krótkie spodenki i luźną szarą koszulkę, włosy spięła w wysokiego kucyka i jeszcze raz spojrzała w lustro by sprawdzić jak wygląda. Właśnie w tedy zobaczyła jakiegoś człowieka siedzącego na czereśni z uporem patrzącego na nią. Była przerażona, nie wiedziała co ma zrobić. Krzyczeć ? Uciekać ? A może zaatakować ? Przetarła oczy z nadzieją, że ubrana na czarno postać zniknie. Jednak nic z tego, siedziała tam i nie poruszyła się nawet o centymetr. Api uznała, że nie ma czasu na opracowywanie planu. Na trzy,dwa,jeden... już ! Dziewczyna skoczyła niczym kot w stronę okna, szybko wdrapała się na parapet i chwyciwszy się gałęzi weszła na drzewo i ruszyła w stronę postaci. Najbardziej dołowało ją to, że dziwny człowiek nadal siedział i patrzył na nią znużonym wzrokiem. Gdy była oddalona od niego o dwadzieścia centymetrów, wstał i zaatakował ją jak najlepszy wojownik. Zaskoczona tym zwrotem akcji zachwiała się i prawie spadła. W ostatniej chwili chwyciła się gałęzi, która pomogła jej utrzymać równowagę. Nie czekając na zaproszenie rzuciła się na napastnika i zaczęła go atakować. Od wielu lat chodziła na Judo i Karate. Jednak napastnik był od niej o wiele lepszy. Bez problemu odparł jej ciosy i choć bardzo się starała, przegrywała. W pewnym momencie dostała czymś mocno w głowę i świat jej zamigotał. Straciła równowagę i runęła w dół twarzą o ziemię. Obraz miała niewyraźny i strasznie bolała ją głowa. Ostatnie co zobaczyła to zielone oczy, słyszała jak ktoś mówi ,, jesteś niezła, ale jeszcze muszę cię wiele nauczyć ". Po czym postać znikła. Kto to był ? Co to znaczy, że musi mnie jeszcze wiele nauczyć ? A te zielone oczy ? Na żadne z tych pytań nie dostała odpowiedzi. Światło jej zgasło i została tylko ciemność, pusta i bezgraniczna ciemność.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 1

16 lat później

Api siedziała przy swoim biurku i pisała sms'a do jej przyjaciela Rona'a. Słabe światło lampki nocnej oświetlało jej pokój. Ściany pomalowane na biało były oblepione plakatami ulubionych zespołów. Na niepościelonym  łóżku były rozrzucone ubrania. Api wiele razy myślała o tym by posprzątać ten chlew, ale nigdy nie umiała się za to wziąć. Niedojedzone kanapki leżące na biurku aż się prosiły o wyniesienie je do kuchni, dziewczynie wydawało się, że wołają do niej ,, znieś nas do kuchni ! ".
Prychnęła pogardliwie  i założyła na uszy swoje czarne słuchawki. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego sms'a. Spojrzała na telefon a na nim migał napis ,, 1 nowa wiadomość od: Ron ".
Szybkim ruchem otworzyła skrzynkę i zaczęła czytać.

Od Ron:
Ap wyjdź szybko na dwór :D

Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i podbiegła do oka, na zewnątrz stał jej przyjaciel i uśmiechał się do niej. Odwzajemniła uśmiech i szybko ruszyła się przebrać. Ubrała jasne dziurawe rurki oraz bluzkę na ramiączkach z napisem ,, I hate people ", na to założyła jeszcze czarny sweter, a na nogi stare trampki. Weszła na parapet i zeskoczyła lądując koło towarzysza. Był ubrany tak jak zwykle, luźne spodnie i szara bluza z zielonym napisem ,, Life is beautifull ". Uśmiechnął się jeszcze szerzej pokazując swoje białe zęby. Api przeczesała swoje czerwone włosy i wymierzyła mu lekkiego kuksańca.
- Widzę staruszko, że jak zwykle jesteś w formie
- Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie trzeba walczyć w obronie takich jak ty- zaśmiała się.
- Że niby ja nie umiem się obronić ?- Ron zrobił skwaszoną minę, po czym razem wybuchli śmiechem. Ron i Api byli bardzo do siebie podobni. Lubili ten sam rodzaj muzyki, te same programy, te same zespoły, różnica była taka, że Ap robiła wszystko pod wpływem emocji, nie przemyślawszy niczego działała chaotycznie. Ron zaś był bardziej stonowany. Zanim coś zrobił przemyślał każdy swój ruch, nie działał pochopnie i jak coś robił, to robił to dokładnie. Api była jak ogień, nie wiadomo kiedy postanowi podpalić wioskę, a kiedy będzie miłym człowiekiem od którego bije ciepło.
- Choć Api, pokażę ci coś.
- Co ?- Ron nie odpowiedział, pociągnął przyjaciółkę w stronę centrum. Szli pochłonięci rozmową, choć była noc na ulicach było jasno przez światła samochodów. Kiedy doszli do wyznaczonego miejsca Ap zobaczyła migający na czerwono i niebiesko napis ,, Jazz club 24 h " lekko zdziwiona popatrzyła na przyjaciela który tylko się uśmiechnął i pchnął drzwi. Dziewczyna poszła w jego ślady. Kiedy drzwi się zamknęły po parkingu przemknął cień. Usadowił się w krzakach i z wyczekiwaniem utkwił swój wzrok w drzwiach prowadzących do klubu. Tym czasem Api z zaciekawieniem patrzyła po gościach klubu. Posadzka była z ciemnego drewna, a ściany pomalowane na czerwono. Wszyscy bawili się w rytm głośnej muzyki, z sufitu wystawały wielokolorowe lampki kręcące się na wszystkie strony i rzucające kolorowe refleksy na gości oraz ściany. Przyjaciele podeszli do baru wykonanego także z ciemnego drewna. Obok niego stali najwyraźniej nie trzeźwi mężczyźni, gdyż co chwila pogwizdywali i upijali kolejne łyki alkoholu z kieliszków. Ron chwilę wertował spojrzeniem trunki stojące za barmanem po czym złożył zamówienie.
- Jeden raz Jack Daniel's, a ty Ap co chcesz ?- zmieszana tym pytaniem dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, jeszcze nigdy w przeciwieństwie do jej przyjaciela nie piła alkoholu.
- Ja... Ja...poproszę sok pomarańczowy
- Ap, nie wygłupiaj się- skarcił ją Ron- Dwa razy Jack Daniel's.
Barman podał to o co prosili i zaczął obsługiwać innych klientów. Api niepewna wzięła mały łyk, od razu poczuła na języku cierpki, ostry smak z przebijającą nutą słodyczy. Nie zniechęciło jej to i od razu wzięła drugi, większy. Później razem z Ron'em ruszyli do dzikiego tańca. Czuła się wspaniale, wolna i niezależna, muzyka się zmieniała ale ona jej już nie słyszała, tańczyła jak dzika. Kiedy dochodziła północ razem zaczęli wracać do domu. Ron wypił o wiele więcej niż Api przez co miał zamazany obraz. Dziewczyna także delikatnie się chwiała, pewnie tylko przez to nie zauważyła zaczajonego w krzakach człowieka śledzącego każdy ich ruch. Gdy stała przed swoim domem pojawił się problem, jak wejść do pokoju ? Drzwi do mieszkania były zamknięte, a gdyby zadzwoniła nie obyłoby się bez krępujących gdzie była. Obawy jednak szybko minęły, gdyż dzięki swojej kociej zwinności bez problemu weszła po ceglanej ścianie i dostała się na parapet. Wystarczyło  tylko przełożyć nogę i już znajdowała się w swoim zagraconym pokoju. Nie miała siły się umyć, zegar wskazywał 1:35. Ściągła tylko z siebie rzeczy i ubrała piżamę. Kiedy przechodziła przez pokój wydawało jej się, że za oknem coś przemknęło. To tylko kot, pomyślała i szczelnie okrywszy się kołdrą zasnęła. Tym czasem zielone oczy obserwowały ją przez chwilę i znikły w ciemnościach.

Prolog

Ciemna noc ogarnęła Print Street. Silny wiatr zginał  drzewa w miejscowym parku, a rzeką które oddzielała od siebie dwa miasta wzburzyły wielkie fale. Nagle wszystkie światła zgasły, pogrążając całe miasto w egipskich ciemnościach. Zgasły nawet światła samochodów przemierzające ulice zakorkowane tak samo jak w dzień. Cisza zdziwienia nie trwała długo. Zdenerwowani kierowcy dosłownie wyskoczyli z aut by sprawdzić co się stało. W tym samym czasie oddalonego o dwa kilometry szpitala wybuchł dziecięcy płacz. Właśnie na świat przyszła dziewczynka z czerwonymi włosami. Jakież było zdziwienie rodziców gdy zobaczyli swoją córkę. Skóra była biała jak śnieg i gładka jak aksamit. Jej piwne oczy z zaciekawieniem patrzyły na świat, a włosy... Właśnie włosy. Czerwone niczym płomienie z płonącego ogniska. Nagle szpitalne lampy zgasły. Małżeństwo słyszało jak drzwi ich pokoju powoli się otwierają skrzypiąc przeraźliwie. Wysoka postać ubrana w czarną togę zbliżyła się do łóżka na którym matka z przerażonymi oczami przytulała córkę. Tajemnicza postać wyciągnęła chudą rękę w stronę dziewczynki i dotknęła jej szyi po czym szybkim krokiem wyskoczyła przez szpitalne okno. W tym samym czasie szpitalne lampy znów zaświeciły swym blaskiem. Kiedy matka popatrzyła na szyję której dotkną niezapowiedziany gość prawie krzyknęła. Jej córeczka miała na szyi wypalone trzy czarne falowane linie.
-Nazwijmy ją Api - ojcec stojący obok z zatroskaną miną spoglądał to na żonę, to na córkę.
- Ogień ?
- Tak, Ogień, jej włosy przypominają mi płomienie naszego ogniska na Malajach
- Api, moja mała Ap - Sandra przytulił mocniej córkę i odwróciła głowę, nie chciała by jej mąż widział jak łzy spływają jej po policzku. Tym czasem na polu nadal stał ten sam mężczyzna z zasłoniętą kapturem twarzą i uśmiechał się pod nosem.